top of page

THE STRONGEST (part 1) | NAJSILNIEJSI (cz.1)

About 18 years ago, an idea was born in my mind to do a report on the cleaning workers of my hometown, Korsze. Whenever I saw them on the street I had an inner desire to thank them for their work, for their dedication, for their strength - mentally (because, in my opinion, you have to be very strong mentally to do a job that is not very respected among the people – the very way they are often called "garbage men" indicates a lack of thought about the essence and need for this profession and respect for its performers). I wanted to let them know that I respect them and what they do, that they are important to me.


However, at the time, those almost 20 years ago, I didn't do it - I thought my idea might be misunderstood. Instead of a feeling of support, they might get the impression that I wanted to ridicule them in public by presenting them soiling themselves in garbage.


Finally, in the summer of 2022, I decided to try to communicate my idea to the heroes. I turned first to the Municipal Cleaning Company of the City of Warsaw. After exchanging a few emails with the management, I managed to make an appointment with one team to accompany them on their work. I met the super friendly guys Tomek, Krzysiek and Dominik and set off with them to the capital's housing estates. They were very open and helpful, which allowed me to feel at ease in their midst.


Jakieś 18 lat temu zrodził się w mojej głowie pomysł, by zrobić reportaż o pracownikach sprzątających moje rodzinne miasteczko, Korsze. Zawsze, gdy widziałem ich na ulicy to miałem wewnętrzne pragnienie podziękowania im za ich pracę, za poświęcenie, za siłę – psychiczną (bo według mnie trzeba być bardzo silnym mentalnie, by wykonywać pracę, która nie jest zbytnio szanowana wśród ludzi – samo to, jak często są nazywani „śmieciarzami” wskazuje brak zastanowienia się nad istotą i potrzebą tego zawodu oraz szacunku do jego wykonawców). Chciałem dać im znać, że szanuję ich i to, co robią, że dla mnie są ważni.


Jednak wtedy, te prawie 20 lat temu, nie zdobyłem się na to – uznałem, że mój pomysł może zostać opacznie zrozumiany. Zamiast uczucia wsparcia mogą odnieść wrażenie, że chcę ich publicznie ośmieszyć, prezentując ich brudzących się w śmieciach.


W końcu latem 2022 roku postanowiłem spróbować przekazać mój pomysł bohaterom. Zwróciłem się najpierw do Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania m. st. Warszawy. Po wymianie kilku maili z kierownictwem udało mi się umówić z jedną ekipą, by towarzyszyć im podczas pracy. Poznałem super przyjaznych chłopaków: Tomka, Krzyśka i Dominika i wraz z nimi wyruszyłem na stołeczne osiedla. Byli bardzo otwarci i pomocni, co pozwoliło mi poczuć się swobodnie pośród nich.



A few days later I was going to my hometown for a wedding. So I decided to visit the president of Wikom Korsze (a cleaning company operates in Korsze Municipality), Mr. Łukasz Wiśniewski, and ask if I could join the employees and photograph them at work. Having concerns that the employees would not want to be pictured at their jobs, I even announced that I could take pictures so as not to show their faces. Fortunately, I was able to convince them that my goal was to show the work they were doing in a respectful way, and day by day I felt more and more trust and openness on their part (the very fact that they squeezed me as the fourth into the cab of the garbage truck shows their great acceptance:)

So some days I would get up after 5 am (which for me is a huge sacrifice), so that by 6 am I would already be at the base. Teams of two garbage trucks and a septic tanker left for their areas point 6 am. I spent the first day with Arek at the sewage treatment plant and driving a tractor with a septic tank around the municipality. On the following days I joined the teams of two garbage trucks: Radek, Franek & Józek and Olek, Adam & Andrzej.


Kilka dni później wybierałem się na ślub w moje rodzinne strony. Postanowiłem zatem odwiedzić prezesa Wikomu Korsze, pana Łukasza Wiśniewskiego, i zapytać czy mógłbym dołączyć do pracowników i sfotografować ich w pracy. Mając obawy, że pracownicy nie chcieliby zostać uwiecznieni na zdjęciach w trakcie swojego zajęcia, oznajmiłem nawet, że mógłbym robić zdjęcia tak, by nie pokazywać ich twarzy. Na szczęście udało się ich przekonać, że moim celem jest ukazanie wykonywanej przez nich pracy z szacunkiem i z dnia na dzień czułem coraz większe zaufanie i otwartość z ich strony (już samo to, że wcisnęli mnie jako czwartego do kabiny śmieciarki, świadczy o dużej akceptacji:)

Tak więc kilka dni wstawałem po 5 (co dla mnie jest ogromnym poświęcenie), by przed 6 być już na bazie. Ekipy dwóch śmieciarek i szambiarki wyjeżdżały na swoje rejony punkt 6.

Pierwszy dzień spędziłem z Arkiem na oczyszczalni ścieków oraz jeżdżąc traktorem z beczką asenizacyjną po gminie. W kolejnych dniach natomiast dołączyłem do ekip dwóch śmieciarek: Radka, Franka i Józka oraz Olka, Adama i Andrzeja.



I rarely see the world at dawn, and the municipality of Korsze looks beautiful at this time. I spent most of my time in the cab of the now vintage Renault together with driver Radek and loaders Frank and Jozek. What a wonderful time it was! Working together, resting, eating, and above all talking. All sorts of conversations take place in the garbage truck – from jokes to personal stories to weighty thoughts. Probably the thing that grabbed my heart the most was how Franek at one point said that it is a good job - he doesn't worry about tomorrow, has a roof over his head and what to eat – and unfortunately there are people who lack this. What beautiful and true words. What humility and greatness of spirit. This is why I love to spend time with such people – people who do not exalt themselves, respect each other, are genuine and sincere and do not treat people in a self-interested way, i.e. do not pay attention to what they can gain from a given acquaintance.


Rzadko widuję świat o świcie, a gmina Korsze wygląda pięknie o tej porze. Najwięcej czasu spędziłem w kabinie leciwego już Renault razem z kierowcą Radkiem i ładowaczami Frankiem i Józkiem. Cóż to był za cudowny czas! Wspólna praca, odpoczynek, posiłek i ponad tym wszystkim rozmowy – a w szoferce mają miejsce przeróżne rozmowy – od żartów przez historie osobiste po ważkie przemyślenia. Chyba najbardziej chwyciło mnie za serce, jak Franek w pewnym momencie powiedział, że jest to dobra robota – nie martwi się o jutro, ma dach nad głową i co zjeść – a niestety są ludzie, którym tego brakuje. Jakie to piękne i prawdziwe słowa. Jaka pokora i wielkość ducha. To dlatego uwielbiam spędzać czas z takimi ludźmi – ludźmi, którzy nie wywyższają się, wzajemnie szanują, są prawdziwi i szczerzy oraz nie traktują ludzi interesownie, tzn. nie zwracają uwagi na to, co mogą zyskać z danej znajomości.



While picking hazelnuts...

Podczas zrywania orzechów laskowych...




... and black mulberry.

... oraz morwy czarnej.













When I took the train back to Warsaw after this smug time in my hometown of Korsze, I finally had time to eat the doughnut I got from Radek during breakfast. When I take pictures I forget about food and focus only on photography, so I saved this sweet treat for later. I'll admit that tears stood in my eyes as I recalled the friendliness of the people I spent the last few mornings with. Maybe it sounds like I'm exaggerating, but really, that donut given to me a few hours earlier during the breakfast break evoked so much emotion in me and reminded me what power small gestures can have. The beauty is in the simplicity.


To be continued.


Gdy po tym przemiłym czasie spędzonym w rodzinnych Korszach wracałem pociągiem do Warszawy, w końcu miałem czas zjeść pączka, którego dostałem od Radka podczas śniadania. Kiedy robię zdjęcia to zapominam o jedzeniu i skupiam się tylko na fotografowaniu, dlatego też zachowałem ten słodki poczęstunek na później. Przyznam, że łzy stanęły mi w oczach, jak wspomniałem serdeczność ludzi, z którymi spędziłem kilka ostatnich poranków. Może brzmi to, jakbym wyolbrzymiał, ale naprawdę ten pączek podarowany mi kilka godzin wcześniej w czasie przerwy śniadaniowej, wywołał we mnie tak duże emocje i przypomniał, jaką moc mogą mieć małe gesty. Piękno tkwi w prostocie.


Ciąg dalszy nastąpi.

bottom of page